CHOSZCZNO. O napisaniu tej książki marzyła dość długo. Twierdzi, iż od 9 roku życia, a że nie pytaliśmy o wiek, więc tylko domyślamy się, że mogło to być…, może ze cztery dekady? Gdy już ten sen się spełnił i trzymała w dłoniach pachnący drukarnią tomik stwierdziła: - To nie o tym miała być ta historia. Mowa o RÓŻY WIGELAND, która swój literacki debiut „Gastronautka”, oparła na fascynacji kawiarnianym i restauracyjnym światem. Dla choszcznian ważne jest to, że życiową podróż rozpoczęła w Sławęcinie, natomiast książkową, w nieistniejącej już kawiarni Marago.
Pierwszych kilkanaście lat swojego życia spędziła w Sławęcinie. Tu
ukończyła podstawówkę, a potem przez chwilę uczyła się w choszczeńskim
ogólniaku. W jej głosie czuć, że niechętnie wraca do tamtych lat. W
książce o tym nie wspomina, ale za to doskonale pamięta i bardzo
dokładnie opisuje smak bitej śmietany, którą jako 9-letnia dziewczynka
zamówiła w kawiarni Marago.
Na spotkaniu autorskim, które w ubiegłym tygodniu odbyło się w Miejskiej Bibliotece Publicznej RÓŻA WIGELAND
bardzo barwnie opowiadała o swoim życiu, o książce, a najdokładniej o
gastronomicznej podróży: przez Tomaszów Mazowiecki, potem zahaczyła o
słynny augustowski „Albatros”, dalej był Toruń, jeszcze dalej Norwegia,
Irlandia i w końcu wylądowała w Wielkiej Brytanii. Autorka twierdzi, że w
książce opowiada przede wszystkim o sobie, pasji z jaką oddaje się
gastronomii, spełnionych marzeniach, także blaskach i cieniach tego
zawodu. My polecamy tę lekturę szczególnie tym, którzy chcieliby od
zaplecza poznać tę branżę, a mieszkańcom Sławęcina radzimy, aby nie
szukali wśród byłych mieszkańców postaci o nazwisku WIGELAND, bo to jej
pseudonim autorski.