CHOSZCZNO - Wisła, Pacanów, tysiące komarów, rejs statkiem po Wiśle, cudowne Koleje Mazowieckie, Stadion Narodowy, protest rolkowców, tężnie w Ciechocinku, przeprawa łodzią przez Wisłę, most w Tczewie, Stary Bógpomóż i w końcu bałtycka plaża – to tylko wybrane akcenty z dwutygodniowej rowerowej wyprawy Voyagera wzdłuż królowej polskich rzek.
20 czerwca żegnaliśmy ich na dworcu w Choszcznie (czyt. artykuł „Bez gum
i z wiatrem w plecy”), dziś już z uśmiechem na twarzach opowiadają o
tym co w tym czasie przeżyli i zobaczyli. – Rajd rozpoczęliśmy w Wiśle,
czyli w mieście Małysza. Potem przez Ustroń, Goczałkowice Zdrój,
Czechowice- Dziedzice i Oświęcim dotarliśmy do Krakowa – mówi JERZY GUMULIŃSKI.
Jego zdaniem był to najtrudniejszy odcinek eskapady, którą nazwali
„Wisła 2013”. – Wysoka temperatura i mocno pagórkowaty teren dały się
nam mocno we znaki. Na szczęście przewidzieliśmy to i kolejny cały dzień
spędziliśmy na zwiedzaniu Krakowa. Tu szczególnie interesowały nas
ścieżki rowerowe - kontynuuje prezes Voyagera. Jest pod wrażeniem
ścieżki Kraków – Tyniec, która prowadzi wzdłuż Wisły. Kolejny etap to
Pacanów – Tarnobrzeg – Sandomierz. Z tego odcinka zapamiętali
sandomierski rynek i miliony komarów. Dalej był Józefów nad Wisłą i
Kazimierz Dolny. - W pamięci oprócz rejsu stateczkiem po Wiśle i
ciekawej architektury pozostanie nam nocleg w tzw. skansenie. W pełni
wyposażony domek przepełniony był wszelkiej maści starociami – mówi pan
Jerzy. Kolejny etap to Warszawa. Tu skorzystali z usług Kolei
Mazowieckich. - Miłe i sympatyczne spotkanie z kasjerką na dworcu w
Dęblinie, która poinformowała nas, że ich koleje za przewożony rower
nie biorą opłaty i jeszcze jest duża zniżka dla osób po 60 roku życia –
Gumuliński przyznaje, że ta przejażdżka należała do wyjątkowo
przyjemnych. Podkreśla, że w świetnie wyposażonym pociągu było czysto i
przestronnie. Podkreśla ten incydent, bo planując dojazd do Wisły, u
innego przewoźnika usłyszeli, że ich kolej rowerów nie przewozi. W
Warszawie zwiedzili dużo, w tym stadion narodowy. - Tu nocowaliśmy w
schronisku młodzieżowym. Bardzo dobrze wyposażone, czyste i zadbane, ze
wszystkim tym co turyście jest potrzebne. Elegancka kuchnia, schludne
miejsca do spożywania posiłków, ciepła woda i bardzo miła obsługa.
Problem w tym, że schronisko mieściło się na… czwartym piętrze. Tylko my
wiemy, ile wysiłku trzeba było włożyć aby nasze rowery i sakwy znalazły
się na tym piętrze, a każda pół kondygnacja to wysokość ponad 3,5 m –
podkreśla Gumuliński. Dodaje, że jazda rowerem po stolicy do przyjemnych
nie należy, a wydostanie się na rogatki miasta bez nawigacji wręcz
graniczy z cudem. Potem zaliczyli Wyszogród i tu zaskoczył ich bardzo
zły stan dróg. Na załączonych zdjęciach widać jak brną przez kałuże i
błota. - W drodze do Dobrzynia nad Wisłą natknęliśmy się na most w
remoncie co spowodowało, że trasę trzeba było wydłużyć o ponad 25 km –
mówi o kolejnej niespodziance. Wysoki stan Wisły sprawia, że w drodze do
Torunia zamiast promem przeprawiają się na prywatnej łodzi. W Tczewie
robią sesję zdjęciową na zamkniętym dla ruchu moście. W końcu docierają
nad Bałtyk. Sprawdzają rowerowe liczniki. Przekroczyli 900 km! – Jak
spróbujesz raz, to pojedziesz drugi i trzeci. Już myślę o tym gdzie
udamy się za rok – komentuje całość J. Gumuliński.
Dodajmy, że w tej
eskapadzie brali tez udział: HENRYK MAZURCZAK, LEOPOLD OCHALIK, ZDZISŁAW GUMULIŃSKI, EWA JOLETTA ŚPIEWAK oraz MARTA i ZDZISŁAW WAGNEROWIE.