Mimo tego, że minęło już ponad 50 lat, to jednak pan
MARIAN PAŚNIK
doskonale pamięta chwilę, w której poznał przyszłą małżonkę. – Było to
w autobusie jadącym z Zamościa do Lublina. Ja wracałem z pracy, a ona od
koleżanki mieszkającej w Radecznicy. Nasza wspólna podróż trwała około
dwie godziny, więc zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Pomogłem jej jeszcze w
przejeździe na dworzec kolejowy, przy pożegnaniu wziąłem adres, i tak to
wszystko się zaczęło – wspominał jubilat. Podkreślał, że wówczas
mieszkał w Czemiernika

ch, natomiast jego przyszła żona była rodowitą
choszcznianką. – Wracała od pani Śpiewakowej, z którą wówczas pracowała w
Szkole Podstawowej w Zamęcinie – tłumaczy, skąd wzięła się w drugim
końcu Polski. Rok później wzięli w Choszcznie ślub, a po nim ponownie
wrócili na Lubelszczyznę, a dokładniej do Krasnegostawu. – Pracowałem
wówczas, jako elektryk na budowach ciepłowni w Zamościu i szpitala w
Krasnymstawie. Zawsze starałem się dopiąć wszystko do końca – tłumaczy,
że jeszcze dwa lata mieszkali w wynajętym mieszkaniu, nim na stałe
sprowadzili się do Choszczna. Jubilat w naszym mieście zawsze kojarzony
był z ciepłownią. - Z początku byłem elektrykiem, a potem to już
wszystkim się zajmowałem: przesyłami, produkcją ciepła, remontami, a
nawet wykonaniem taryfy. W sumie spędziłem tam 31 lat, a gdy w 2007 roku
odszedłem na emeryturę, to jeszcze zatrudniono mnie w ciepłowni,
najpierw na pięć lat, a potem przez kolejne trzy, już na pół etatu.
Musiałem przygotować swojego następcę – opowiadał o zawodowej karierze.
Pani
STEFANIA PAŚNIK wspomnianą wyżej podróż autobusem, również
doskonale pamięta. Podkreśliła, że mieszkała wówczas z rodzicami na ul.
Piastowskiej, a pracowała jako nauczycielka w zamęcińskiej podstawówce. –
Po ślubie uczyłam w Krasnymstawie, a po powrocie do Choszczna w Szkole
Podstawowej nr 1 oraz w Liceum Ogólnokształcącym (dzisiejszy ZS nr 1 w
Choszcznie – red.) – zaznaczyła, że w 2002 roku przeszła na emeryturę.
Na pytanie o to, czym obecnie się zajmują, obydwoje zdecydowanie
odpowiedzieli, że ich pasją jest działka.
- Nasze dzieci (wychowali syna i córkę) są po studiach i mieszkają w
Krakowie. To oczywiste, że jesteśmy z nich dumni, ale jeszcze więcej
radości przynosi nam czwórka dorosłych już wnuków. Wszystkie wakacje u
nas spędzali, jeździliśmy z nimi nad morze, bardzo się zżyliśmy –
zapewnił pan Marian. Opowiadając o wypadach nad Bałtyk, wspomniał też o
zwiedzaniu gór. – Tak naprawdę, to dzisiaj nie mamy już gdzie jechać –
stwierdził. Kręcili przecząco głowami, gdy zapytaliśmy o receptę na
długie i zgodne pożycie małżeńskie. – Nie ma takiego przepisu. Wychowani
zostaliśmy w rodzinach tradycyjnych, w których zawsze staje się w
obronie dobra, najpierw współmałżonków, potem dzieci i w końcu wnuków.
Trzeba twardo stąpać po ziemi, życzyć sobie dużo zdrowia, a od
przyszłości nie oczekiwać zbyt wiele. Ot tak, żeby było nie gorzej, jak
do tej pory – powiedzieli po tym, jak burmistrz
ROBERT ADAMCZYK przyjął od nich odnowienie małżeńskiej przysięgi i odznaczył ich Medalami za Długoletnie Pożycie Małżeńskie.
Tadeusz Krawiec