„Sonnenwende”, jedną z ostatnich operacji II wojny światowej opisano już
wiele razy, a autorzy tych relacji zgodnie podkreślają w nich niemiecką
wiarę w to, że mogła jeszcze zmienić bieg, tego największego w historii
ziemi konfliktu zbrojnego. Choć pierwsze pododdziały 1 Frontu
Białoruskiego trafiły na ziemie choszczeńską już na początku lutego, a
miasto zdobyte zostało dopiero 22 lutego, to jednak sama operacja
„Sonnenwende” trwała tylko siedem dni (15 – 22 lutego 1945).
Obowiązkowo trzeba wspomnieć fakt, że już w nocy z 3

na 4 lutego Niemcy
wycofali się na wewnętrzną linię obrony Gleźno – Rudniki – Smoleń –
Wardyń – Chełpa i w zasadzie od tej daty rozpoczyna się oblężenie
Choszczna. W tych dniach Rosjanie zajęli większość wiosek, szczególnie
tych leżących na wschód, południe i północ od Choszczna i nigdy już ich
nie oddali.
Na początku lutego
1 lutego z dworca w Choszcznie odjeżdża ostatni pociąg ewakuacyjny. Kilka dni wcześniej miejscowa szkoła podoficerska ponosi klęskę w
walkach nad Notecią. Do obrony miasta skierowano liczący 800 żołnierzy
pułk artylerii (słabo uzbrojony i bez dział!), batalion strzelców
krajowych i dwa bataliony Volkssturmu. 30 stycznia przybywa do Choszczna
sformowany w Szczecinie batalion (400 żołnierzy urlopowiczów i z
jednostek zapasowych) oraz pododdział artylerii (3 baterie). Na dworzec
przyjeżdża pociąg pancerny, ale ku zaskoczeniu wszystkich „znika” 4
lutego. W tym też dniu przybywa 503 oddział pancerny (11 czołgów typu
Tygrys), a nazajutrz pozycje bojowe zajmuje pełnowartościowy, dobrze
uzbrojony batalion do zadań specjalnych „Reichsfurer SS”. Co ważne,
funkcjonuje tu też kilka wojennych szpitali pełnych rannych. 6 lutego
Rosjanie zamykają pierścień okrążenia. Walki trwają nieprzerwanie. Od
tego dnia aż do 17 lutego obrona miasta wsparcie otrzymuje tylko poprzez
zrzuty wykonywane przez 6 Flotę Powietrzną. Tu jako ciekawostkę można
podać, że w zasobnikach trafiała się amunicja nie pasująca do
znajdujących się tu dział. Dzisiaj komentowane jest w dwojaki sposób.
Jedni uważają, iż był to efekt panującego wówczas zamieszania, a inni, że
zwykłego sabotażu. 17 lutego pod wieczór pierścień okrążenia przerywają
pojazdy pancerne 11 Dywizji Grenadierów Pancernych SS „Nordland” i tak
naprawdę to jedyny namacalny pożytek z rozpoczętej dwa dni wcześniej
operacji „Sonnewende”. Nocami od 17 do 21 lutego wyprowadzono z miasta w
kierunku Suchania najpierw cywilów, a potem rannych. - 20 lutego
dywizja „Nordland” za cenę najwyższych poświęceń utrzymywała jedyne
połączenie z zapleczem. Czerwona powódź zalewała miasto. We wschodnich i
zachodnich jego częściach toczone były zażarte walki o każdą ulice i
każdy dom, człowiek przeciwko człowiekowi, z użyciem granatów ręcznych,
pistoletów i saperek – pisze
ERICH MURAWSKI, autor książki „Bój o Pomorze”. 21 lutego od godziny 17.00 Niemcy zaczęli systematycznie wycofywać swoje pododdziały.
Pasjonaci zapraszają
Już w sobotę prawie 200 pasjonatów reprezentujących: Stowarzyszenie 549,
SRH War Horse, Studio Historyczne Huzar, GRH Siewier, GRH 12. Pułku
Ułanów Podolskich, SRH Die Freiwilligen, Stowarzyszenie Zachód 1944 i
SHF Przedmoście Piła spróbuje przekazać klimat tamtych dni. Wszystko
rozpocznie się od ostrzału artyleryjskiego, który Rosjanie kierują
przeciwko stanowisku działa Pantherturm II… O tym, że nie będą mieli
łatwego zdania przekonują dwie poniższe, jakże różniące się relacje.
Ginęli tylko Rosjanie
15 lutego od Suchania na most na Inie dociera 2 batalion z 24. Regimentu
Grenadierów Pancernych Danmark. To właśnie tędy przejeżdżają nacierające
na Choszczno wozy bojowe i tu batalion rozwija swoje kompanie do
natarcia w kierunku na zajęte przez Rosjan Radaczewo. W relacjach
przewijają s

ię tu nazwy wzgórza Łysica, wsi Bonin i Ziemomyśl, a także
nieistniejących już osad. Aż trudno uwierzyć w to, że żołnierze
niemieccy w Radaczewie zastają pełno rosyjskich trupów, padłego bydła i
wyładowanych zdobyczą wozów, a sami wspominają tylko o… rannym szefie
jednej baterii czy kompanii. W tej wsi utworzono punkty dowodzenia i
opatrunkowy, natomiast przez wspomniany wyżej most na Inie - już
wzmocniony – przeprawiły się pododdziały pancerne, które najpierw przez
Radaczewo, a następnie przez Pakość nawiązały kontakt z okrążonym
Choszcznem.
22 lutego o zmierzchu z Radaczewa ewakuowano główny punkt opatrunkowy
dywizji Nordland. Po moście pod Fährzoll (tym na Inie) ponownie
ubezpieczanym przez wspomniany batalion wycofywały się kolejne oddziały.
W nocy z 22 na 23 lutego został wysadzony i w ten sposób zakończyła się
operacja "Sonnenwende". W tychże opisach byli żołnierze 2 batalionu
wspominają też wycofywanie się spod Bonina i Ziemomyśla. Podobno zrobili
to o pierwszej w nocy. Uśmiechali się z radości, gdy dwie godziny później
Rosjanie ostrzelali działami opuszczone przez nich pozycje.
Tym razem tylko Niemcy
A tak oto we Władywostoku wspominają sierżanta
STIEPANA GRYGORIJEWICZA BORYSENKO
(na zdjęciu obok), który w tym czasie walcząc pod Ziemomyślem,
Boninem, Pakością i Sulinem był kilkukrotnie ranny. W boju czołowym
zn

iszczył dwa niemieckie czołgi, a trzeci gąsienicami stratował jego i
działo, z którego strzelał. Pośmiertnie odznaczony został tytułem
bohatera narodowego, a w rodzinnym Władywostoku stoi jego pomnik, ma
swoją ulicę, jest też klub, który nosi jego imię.
„S. Borysenko był sierżantem, dowódcą obsługi działa w 655 pułku
artylerii, 212 dywizji strzeleckiej, 61. Armii 1 Frontu Białoruskiego. 9
lutego 1945 roku w boju pod Ziemomyślem, obsługa jego działa zniszczyła
trzy punkty ogniowe, na których zginęło 35 żołnierzy niemieckich. Mimo
tego, że był ranny, to cztery dni później walczył już w rejonie
dzisiejszej Pakości. Nie schodzi z pola walki, mimo tego, że odnosi
kolejną ranę. 14 maja nie przerywa ognia nawet wtedy, gdy wróg zbliżył
się do jego działa na odległość 10 metrów. Utrzymali wyznaczoną rubież, a
w rozkazie z tego dnia napisano, że zabili około 40 Niemców. W dniu
śmierci, czyli 15 lutego czołgi wjeżdżają na ich stanowiska. Koledzy
kryją się w okopach, a on prowadzi ogień do samego końca. Niszczy dwa z
nich, niestety trzeci stratował gąsienicami, i działo i jego.
Pośmiertnie, 31 maja 1945 roku otrzymuje tytuł Bohatera Związku
Radzieckiego, a w liście skierowanym do żony ówczesne władze zapewniają,
że pamięć o odwadze jej męża będzie wieczna. Kolega kończący tę relację
nie mógł się nadziwić skąd w nim było tyle męstwa, tyle odwagi. Żona
Aleksandra też ciągle wspominała męża. Płakała zastanawiając się, czemu
nie wrócił do niej i do dwójki ich dzieci…